tłumeczenia...

Od stycznia nic nie napisałam. Nie piszę, bo nie chcę zapeszać. Im bardziej cieszę się z tego, że coś się rusza, tym więcej absurdalnych wypadków się przytrafia. Opowiadałam Wam o zgrzewarce? Tomek chciał się zabrać za łazienkę. Miał jedno wolne popołudnie. Wyrwał się z Cieszyna. Wypożyczył zgrzewarkę do rur, kupił rury i z dumą wpadł do mieszkania. Zakręcił główny zawór w pionie, podłączył zgrzewarkę do prądu i... ujrzał iskry. Iskry błyskawicznie przeszły w płomienie. Zgrzewarka spłonęła i rozpadła się na strzępy. Andrzej był świadkiem! Tomek nie wykonał zaplanowanych na ten dzień prac...

Po tym zdarzeniu postanowiłam czekać i nie cieszyć się przedwcześnie.  Wiem, że Tomek grzebie coś w mieszkaniu... prace postępują... ale nie wiem co, gdzie i jak. I czuję się z tym znacznie lepiej. Nerwy mam spokojne, a Chroniczny Pech wpada z tego powodu w depresję ;) I niech tak zostanie.

Podobno na moje urodziny będę mogła się wprowadzić... podobno. To już niedługo, więc ciiii...