Zaczyna już wyglądać :D

Andrzej, chylę czoła! Świetna robota! Nasza sypialnia zaczyna już wyglądać. Ściany są śliczne. Bardzo, bardzo dziękuję!




Kilka dni temu Tomek wyniósł z mieszkania 80 wiader gruzu (każde ok.25kg). Drzwi do łazienki zostały wybite. Futryna, która pozostała w murze jest bardzo wysoka i szeroka. Zostało ustalone, że zostanie w murze. Futrynę obuduje się tylko drewnem i ostatecznie wstawi  tam węższe drzwi - a konkretnie te, które w tej chwili zamykają nasz korytarz. W korytarzu natomiast staną kiedyś porządne drzwi ;)

Poniżej zdjęcie futryny i fragment łazienki.


Kominiarz zgodził się na to, żebyśmy wstawili kominek z płaszczem wodnym. Rozglądam się za ładnym kominkiem. Ponownie rozważamy temat z kaflami. To znaczy mamy na oku pewne rodzinne kafle. Jak będzie zgoda na ich użycie :) to powiem coś więcej. Dzięki uprzejmości koleżanki Ani, dotarłam do firmy, która rozprowadza kolorowe kaloryfery. Tutaj znajduje się paleta barw. Chcemy wybrać coś, co zgra się z kolorystyką okien, parapetów i całej drewnianej zabudowy.  To tyle na dziś. Andrzej, raz jeszcze wielkie dzięki. Trzymam kciuki za rozwój wydarzeń w kuchni i... :) Uściski!

Zaufaj mi, jestem Architektem.

Tak! To jest właśnie to, co chodzi mi od dawna po głowie. Ktoś jednak też wpadł na pomysł użycia starej klatki zamiast żyrandola. Pierwotnie zakładałam, że zrobię z kolorowego szkła osłonkę na żarówkę. Coś w rodzaju małego witrażyka w słonecznych barwach. Poniższe pomysły są również interesujące ;)

Zdjęcie znalazłam na facebookowym funpage'u Zaufaj mi, jestem Architektem.

Pozdrawiam...

Zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia :D

Są upragnione zdjęcia. Arek coś niecoś uwiecznił swoim telefonem. Nie przedłużając zatem, dzielę się już fociami:

Maras w sypialni:

 Dowód na to, że gdzieś jest styropian:













Próba przebicia się do łazienki:











Okazało się, że ściana jest w środku pusta...
 A takie mamy drzwi:

Upragniony widok na sypialnię i fragment zabudowanej ścianki z łazienki:


Tutaj widać drugi, nieruszony jeszcze pokój: 


Poniżej prezentacja wyciętej podłogi z łazienki  - takie nam się ostały zdrowe deseczki, w razie gdyby gdzieś trzeba było łatać przy stykach z frontową ścianą:


I mój ukochany całkowicie drewniany parapet - zrobiony z desek przeznaczonych w sklepie na schody (!!!):

Widać nawet fragment ramy okiennej :D
Jutro czeka mnie transport lodówki. W większości zapakowałam już nasz dobytek. W przyszłym tygodniu muszę się ponownie umówić z kominiarzem oraz z sąsiadem, który mieszka pod nami. Kominiarz chce przepalić jego komin i sprawdzić czy se da... A jak se ne da, to cza bydzie dać - po moim trupie!

Jednocześnie próbuję też coś zdziałać z firmami, które dostarczają internet w okolicy. W zasadzie nikt oprócz monopolisty telefonów stacjonarnych nie dostarcza internetu w miejscu, w którym mieszkam. Udało mi się dotrzeć do firmy, która ciągnęła już sieć na mojej ulicy, ale ominęła 3 bloki (w tym także i mój) - bo znajdują się za rogiem. Nie moja wina, że ulica, przy której  mieszkam zakręca... Wystosowałam zatem oficjalne pismo z prośbą o podłączenie mojego mieszkania do sieci i czekam. Czekam już tydzień. Dziś dzwoniłam do firmy, czy w ogóle dostali moje pismo. Owszem dostali, ale pani z biura kazała czekać jeszcze tydzień - bowiem dział techniczny się już zajmuje moją sprawą. Muszą się zastanowić czy wydać odpowiedź odmowną czy przystać na moje żądania ;) Tych nie jest aż tak wiele - poza podpięciem mnie do internetu bez obowiązkowego wykupienia pakietu  na telefon stacjonarny lub telewizję satelitarną. Nie chcę mieć w domu żadnego telewizora. Żadnej telewizji. Walczę o to z Tomkiem. W tym temacie nie dam się przekonać. Będę bardzo asertywna. Książki, książki, książki ;) i troszeczkę internetu, a na deser gry planszowe - to na chłodne wieczory. W sezonie wiadomo - grządki, rowerek, spacerek - na tyle na ile dyski pozwolą. Idzie teraz duże ochłodzenie i kupa wilgoci  - plecy się odzywają. Miejmy nadzieję, że zanim temperatura spadnie poniżej zera - zrobią mi już to ogrzewanie. To tyle na dziś. Jest już grubo po północy. Dobrej nocy!

Minimalizmu i przeprowadzki ciąg dalszy.

Na wstępie - Gosiu R. i Joasiu, wybaczcie, że dopiero teraz wasze komentarze ujrzały światło dzienne. Nie jestem wprawną blogerką. Pisząc tego bloga, cały czas uczę się co, gdzie i jak ;) Np  dopiero dziś odkryłam funkcję "Opublikuj lub usuń komentarze". Jednocześnie przekonałam się o tym, że jakieś komentarze tutaj są ;) Już się bałam, że wysyłam w próżnię swoje słowa. A tu proszę, jednak ktoś oprócz Marty zagląda i sprawdza nasze postępy ;) Dzięki dziewczyny! :D

A teraz tak prywatnie. Przeprowadzka rusza z kopyta. Co prawda w mieszkaniu na Zgodzie jeszcze sporo prac remontowych trzeba wykonać, ale nie zrażam się już tym. Pokój i  kuchnia powinny być niebawem na tyle wykończone, że przy odrobinie szczęścia z elektryczną kuchenką, starym stołem i lodówką - powinnam jakoś funkcjonować. Podobnie rzecz się ma z łazienką. Na wykończenie kafelkami i zabudowę przyjdzie jeszcze czas - najważniejsze żeby można było skorzystać z sanitariatów i zrobić pranie.
Teraz jestem w trakcie wielkiego pakowania. Patrzeć powoli nie mogę na te wszystkie przedmioty.  Pisałam już, że to niesamowite ile człowiek w niedługim czasie potrafi zgromadzić - bezużytecznych rzeczy. W miniony piątek doszłam do wniosku, że przeprowadzka jest idealnym momentem do tego, żeby zrobić gruntowny przegląd zawartości dobytku. Zabrałam się więc totalnie bez sentymentu za pakowanie. Pierwszy raz - porządnie przekopałam swoją szafę z ubraniami. Zostawiłam tylko to, w czym chodziłam w tym roku. Resztę oddałam do PCK i szwagierce. Okazało się, że teraz mogę wszystkie swoje ubrania zapakować do jednego dużego plecaka, a nie do 5 toreb podróżnych. Przesiewając wszystkie koszyczki, torebki, szuflady, pudełeczka odkryłam, że uzbierałam piszących długopisów całe pudełko po butach. Nie wspomnę o tych niedziałających już. Zgroza! I tak, kroczek po kroczku robimy postępy w zminimalizowaniu swojego życia i świata. Polecam Wam artykuł o minimalizmie w życiu - może czasem zbyt radykalnie wcielany w życie - ale kto wie? Jedno jest pewne - na własnym przykładzie odkryłam, co to znaczy - mało przedmiotów dużo swobody. Tu jest artykuł :)

W kwestii remontu. Kabla do aparatu nie odnaleziono.

Andrzej zrobił już wylewkę w łazience i skończył kłaść pierwsze warstwy gipsu - chyba chodzi o gips - w każdym razie to coś, co się pod farbą na ścianach znajduje ;) 
Dziś Tomek z bratem pojechali do mieszkania. O 8.00 rano czekał na nich kominiarz. Mieli rozmawiać o budowie kominka i ewentualnej wentylacji w łazience. Z tego co Tomek zdążył mi już zrelacjonować, to se neda. Kominiarz - co było do przewidzenia - uważa, że nie można zrobić takiego kominka. Zapobiegliwi sąsiedzi, zdążyli mnie ostrzec przed tym typem. "To se neda, nic se neda, jak się nie da w ten... no..." I wszyscy wiedzą, o co chodzi.

Teraz Tomek i Arek kończą zabudowę drzwi we wnęce. Potem mają jeszcze w planie założyć parapety i wykuć drzwi do ubikacji oraz wykuć futryny znajdujące się pomiędzy pokojem, a kuchnią. Drugi pokój pozostanie na razie nietknięty.

Mam nadzieję, ze Arek zrobi choć kilka zdjęć telefonem. Sama jestem ciekawa jak to tam teraz wszystko wygląda.
Spodziewajcie się niebawem kolejnych postów - bo obecnie robota wre - ku mojej wielkiej radości!